Mój codzienny makijaż no-makeup

Makijaż powinien podkreślać nasze atuty, a nie tworzyć nam na twarzy maskę. Co do tego chyba większość z Was się zgodzi, że takie maski wcale nie wyglądają estetycznie. Istnieje dużo zalet ograniczenia ilości nakładanych na twarz specyfików do makijażu. Od kwestii oszczędzania czasu i pieniędzy zaczynając, przez kwestie estetyki i praktyczności, aż do kwestii stricte zdrowotnych. Ciężki makijaż zatyka nam skórę powodując, że w efekcie „nie można” pokazać się bez makijażu, bo jej kondycja pozostawia wiele do życzenia. Dlaczego użyłam „” przy sformowaniu nie można? Oczywiście, że zawsze można wyjść zupełnie bez makijażu, jeśli tylko ma się taką ochotę. To my o tym decydujemy. Jednak w większości przypadków odbiera nam to pewność siebie i czujemy się z tym po prostu źle, gdy czujemy na sobie wzrok innych lub ktoś uprzejmy spyta się, czy aby nie jesteśmy chore. Szczególnie jeśli nie mamy cery idealnej.
Czy istnieje jakaś lepsza alternatywa? Taki złoty środek pomiędzy makijażem a brakiem makijażu? A no istnieje i ja stosuję go od kiedy pamiętam. Wystarczy wybrać tzw. makijaż no-make up. Czym się on różni od klasycznego makijażu? Otóż jego głównym założeniem jest delikatne podkreślenie naszych atutów tak, żeby makijaż nie rzucał się w oczy. Ot cała filozofia. Poniżej znajdziecie moją codzienną rutynę w kwestii wykonywania tego makijażu wraz z kosmetykami, których używam. Poznajcie mój codzienny makijaż no-makeup!
Mój codzienny makijaż no-makeup
Krok 1: Przygotowanie skóry
Żeby makijaż wyglądał ładniej i trzymał się dłużej warto zadbać z ranna o skórę. U mnie poranna pielęgnacja polega na oczyszczeniu twarzy z zanieczyszczeń, które pojawiły się w nocy olejkiem, pianką lub innym delikatnie oczyszczającym specyfikiem. Zależy co akurat mam pod ręką. Obecnie jest to olejek z wyciągiem z rumianku od Yves Rocher (krótką opinię na jego temat przeczytacie tutaj).
Spytacie jak leżąc w łóżku można „ubrudzić” twarz? No nie do końca jest ona ubrudzona. Po prostu w trakcie snu cały organizm się regeneruje, w tym także nasza skóra. A więc gdy my sobie smacznie śpimy, ona sama się oczyszcza z toksyn i innych zanieczyszczeń. Dlatego warto z rana pozbyć się tych właśnie tych pozostałości procesu oczyszczania zanim przejdziemy do właściwego makijażu.
Poza oczyszczaniem skóry, nakładam też krem z filtrem UVA i UVB. Nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez nałożenia filtru. To absolutna podstawa w trosce o zdrowie i młody wygląd skóry. Wbrew pozorom jest konieczna nie tylko latem w słoneczny dzień, ale przez cały rok, nawet przy zachmurzonym niebie. Więcej na ten temat możecie przeczytać we wpisie na temat ochrony przeciwsłonecznej tutaj. Z ręką na sercu mogę polecić ten filtr do twarzy od Mustela.
Krok 2: Właściwa baza
Po odpowiednim przygotowaniu skóry przechodzę do wyrównywania jej kolorytu za pomocą podkładu. Podkład ze zdjęcia (Bourjois Paris Healthy Mix) nie jest ideałem, ale pasuje kolorem do mojej opalonej po lecie skóry i ze względów ekologicznych i ekonomicznych, chciałabym go wykorzystać do końca. O moich poszukiwaniach idealnego podkładu możecie poczytać tutaj. Szczególnie polecam ten wpis bladolicym.
Jak go nakładam? Najprościej w świecie – palcami. Próbowałam gąbek o różnorakich kształtach, pędzli i innych wynalazków i jakoś zawsze okazywało się, że najlepszy efekt jest po wklepywaniu go palcami. Mniej znaczy więcej, dosłownie!
Czasem korzystam dodatkowo z korektora jeśli akurat pojawiły mi się jakieś zmiany na skórze lub po prostu kiepsko się wyspałam. Nie używam go często no i nie znalazłam jeszcze korektora godnego polecenia, także nie pokazuję go tutaj.
Czasem, szczególnie jeśli zależy mi na większej trwałości i matowym wykończeniu stosuję też puder ryżowy na już wcześniej nałożony podkład. Daje naprawdę super efekt. Pędzel do pudru z drewnianą rączką jest od Yves Rocher.
Krok 3: Wykończenie
Nie ma makijażu bez tuszu do rzęs. To on robi całą robotę w moim codziennym makijażu no-makeup. Podkreśla oko i nadaje mu świeżego, wyrazistego wyglądu. Różnica jest naprawdę ogromna. Ważne, żeby dobrać odpowiedni tusz dla siebie. Przy moich całkiem gęstych, ale jasnych, średniej długości i zupełnie nie podkręcających się rzęsach Colossal od Maybelline sprawdza się świetnie.
Cieni nie używam na co dzień, chociaż jeden jest widoczny na zdjęciu. Jak to możliwe? Otóż używam go do podkreślenia brwi. Z natury brwi mam bardzo jasne, stąd farbuję je henną. Ale od czasu do czasu, gdy akurat nie mam po drodze do kosmetyczki (tak wiem, można robić samemu w domu, ale mi to jakoś nie wychodzi) sama je podkreślam matowym cieniem do powiek w kolorze zbliżonym do koloru brwi. Do jego nakładania wykorzystuję cienki, ścięty po skosie pędzelek. Ten akurat jest marki Inglot. Dostałam go w prezencie i jestem z niego naprawdę zadowolona, chociaż sama pewnie bym go nie kupiła ze względu na cenę.
Tak wygląda właśnie mój codzienny makijaż no-makeup. Wykonanie takiego makijażu to około 5 min. Nie potrzeba żadnych specjalnych zdolności, a efekt jest. Ja korzystam z jego naprawdę podstawowej wersji, ale w razie potrzeby można rozbudować go o kilka dodatkowych elementów jak rozświetlacz, róż, czy bronzer i delikatne cienie do oczu lub kredkę. Jednak z mojej perspektywy na co dzień są one zbędne.
Na co dzień się nie maluję ewentualnie krem bb albo cc i brwi troszeczkę maskary
No proszę, czyli zasadniczo tak samo jak ja 🙂 Jeśli nie wychodzę nigdzie z domu to nie nakładam ani grama makijażu, żeby dać skórze nieco odpocząć.
ja bez makijażu czuję się źle
Ja zupełnie bez niczego też średnio się czuję chociaż staram się już przełamywać w tym temacie. W końcu to mój wybór, a nie innych, czy będę mieć na sobie make up, czy nie i tym innym nic do tego 😉
U mnie też najlepiej sprawdza się Colossal. Hm już niezmienne od kilku lat 🙂
Ja wcześniej miałam swojego ulubieńca z Avonu, ale niestety przestali go produkować, tak jak większość kosmetyków, które lubiłam 🙁
też na cco dzień nie lubię mocnego makijazu
Cieszy mnie to, że jest nas więcej 🙂