Dlaczego zaczęłam prowadzić bloga i co mi to dało?

Dlaczego zaczęłam prowadzić bloga i co mi to dało?

W dzisiejszym wpisie postanowiłam poruszyć temat dość osobisty i odpowiedzieć tym samym na jedno z najczęściej pojawiających się pytań, czyli dlaczego zaczęłam prowadzić bloga i co mi to dało? Niektórzy mogą uznać, że publiczne uzewnętrznianie swoich przemyśleń i przekonań jest głupie, czy na pokaz. Spotkałam się i z takimi opiniami. Możliwe, że finalnie to był jeden z głównych powodów, dla których na początku prowadzenia bloga bałam się powiedzieć o nim znajomym. Bałam się pod nim podpisać, bo bałam się ocen innych.

Myślałam, że ktoś wytknie mi błędy, że pojawi się hejt. Że ktoś stwierdzi, że to zajęcie dla nastolatek. Po prostu, że zostanę wyśmiana. Bałam się negatywnej reakcji i tego, że może to w jakiś dziwny, negatywny sposób wpłynąć na to, jak postrzegają mnie ludzie wokół. No cóż… Ciężko jest żyć perfekcjonistom. Ciągłe dążenie do nieosiągalnego ideału jest niezwykle męczące. Mawiają, że szczęśliwi są Ci co się nie przejmują i ja się z tym w 100% zgadzam! A więc…

… dlaczego zaczęłam prowadzić bloga?

Powodów było kilka. Po pierwsze zawsze chciałam to robić. Niewiele osób wie o tym, że ten blog, na którym właśnie się znajdujecie nie jest moim pierwszym, a drugim już podejściem do blogowania. Jak zakończy się ta druga próba – porażką, czy sukcesem? Jak na razie nie mam pojęcia. To co wiem na pewno to to, że porównaniu z pierwszym blogiem idzie mi o wiele lepiej. Możliwe, że to dlatego iż jestem już starsza, że mam konkretny pomysł na niego. A może dlatego, że ten blog nie jest darmowy. Za stworzenie tego miejsca musiałam nieco zapłacić.

Wiecie, to jest trochę tak jak z ćwiczeniami. Samemu w domu się nie chce, bo zawsze znajdzie się milion innych ważniejszych rzeczy do zrobienia, pomimo tego, że nic za taki domowy trening się nie zapłaci. Sytuacja ma się zupełnie inaczej, jak już zapiszesz się na tą siłownię i za nią zapłacisz. Wtedy jakoś tak wewnętrznie czujesz, że no kurczę… te pieniądze nie mogą iść w błoto! Skoro już zapłaciłam, to muszę się zebrać w sobie (nawet jeśli bardzo mi się nie chce) i wybrać się na ten trening.

Po drugie stwierdziłam, że będzie to poniekąd świetna forma terapii. Od zawsze bałam się wyrażać swoje zdanie publicznie. Nie tylko w rzeczywistym świecie, ale także w tym wirtualnym. Nadmiernie przejmowałam się zdaniem innych. Co sobie o mnie pomyślą, jak będą mnie widzieć? Z perspektywy czasu wydaje mi się to głupie, ale jednak tak było. Regularne pisanie i publikowanie moich przemyśleń pomogło mi pozbyć się tego dziwnego wstydu, który przez tyle lat mi towarzyszył za każdym razem, gdy miałam wyrazić swoje zdanie.

Prowadzenie bloga to ciężka praca

Od razu uprzedzę wszystkich tych, co uważają, że blog to taka zabawa, że nie wymaga wiele pracy i w ogóle jest to tak śmieszne zajęcie, że prostsze na świecie nie istnieją. No niestety to tak nie wygląda. Przynajmniej nie wtedy, gdy rzeczywiście ma się w nim jakąś misję. Prowadzenie bloga zajmuje naprawdę wiele czasu. Samo napisanie tekstu i jego wstawienie to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Do tego dochodzi jeszcze przygotowanie grafik, poprawianie tekstów pod względem poprawności, promocja tych treści, prowadzenie profili SM, dbanie o SEO i pozycjonowanie i wiele, wiele innych rzeczy.

Nie, nie narzekam, ani nie użalam się nad sobą. Po prostu chciałam tych z Was, którzy nie wiedzą jak wygląda blogowanie od środka, nieco uświadomić. Przygotowanie tego co finalnie widzicie nie trwa 5 minut. Często zajmuje wiele godzin, a na końcu i tak zysków z tego nie ma. Taka prawda. Więc po co to robię? Co daje mi blogowanie? Przede wszystkim zadowolenie i satysfakcję z każdego czytelnika, który poświęci kilka minut na przeczytanie tego co przygotowałam, z każdego komentarza, czy osoby, która wróci ponownie na moją stronę.

Co mi dało blogowanie?

Nauczyłam się przyjmować komplementy. Wcześniej nie potrafiłam. Za każdym razem, gdy ktoś mówił mi coś miłego to sądziłam, że coś ode mnie najzwyczajniej w świecie chce lub coś mu się pomyliło. „Nie no co, Ty! Ja? Chyba żartujesz!”.

Nie boję się już wyrażać mojego zdania na głos. Jeśli przez to jakie mam poglądy ktoś ma przestać mnie lubić, to jego strata. Moja babcia od małego mi powtarza „jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”. To naturalne, że zawsze, nawet nieświadomie szukamy „swoich ludzi”, którzy pod pewnymi względami są podobni do nas i to z nimi się trzymamy. Chociaż, moim zdaniem, najciekawsze dyskusje wywiązują się z rozmowy ludzi o zupełnie odmiennych poglądach. Inny nie oznacza gorszy.

Nie przejmuję się też co sobie inni pomyślą o mnie. To ich sprawa i ich opinia. Mają do niej pełne prawo, jednak nie zmieni mnie ona w żaden sposób. Najważniejsze to zawsze być sobą. Nie ma nic bardziej męczącego niż ciągłe udawanie kogoś, kim się nie jest. Jestem jaka jestem, jeśli komuś to nie odpowiada, to cóż… Mówi się trudno i żyje się dalej!

A Wy kochani czytelnicy? Blogujecie? Jeśli tak to napiszcie kilka słów o tym, co można tam znaleźć oraz o tym jak zaczęła się Wasza przygoda i oczywiście podzielcie się linkiem do siebie. Z chęcią zajrzę! 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *